Sprzęt na Lofoty

Sprzęt na Lofoty

Przegląd sprzętu, jaki zabrałem ze sobą na tegoroczną pieszą wyprawę na norweskie Lofoty.

wtorek, 25 lipca 2017

Podróże | seria Lofoty

Od kilku lat stopniowo rozbudowuję mój sprzęt do długodystansowych wypraw pieszych. Obecnie pozwala on na przejście szlaku zarówno z infrastrukturą noclegową, jak i wymagającego biwakowania przez kilka dni w terenie. Pod kątem wyprawy na norweskie Lofoty początkowo nie planowałem zbyt dużych zakupów, jako że miało mi wystarczyć to, co miałem ze sobą na Cape Wrath Trail (zobacz: Sprzęt na Cape Wrath Trail). Ostatecznie jednak skończyło się na wymianie kilku istotnych elementów wyposażenia.

Ultralekko?

Waga mojego plecaka na starcie wynosiła około 16-17 kg, przy czym właściwy sprzęt ważył 12 kg. Reszta to zapasy żywności i inne niezbędne rzeczy (np. pasta do zębów, papier toaletowy, dokumenty, bilety). Świadomie i celowo nie idę za modą na ultralekkie wyposażenie. Pozwala ono znacząco zredukować wagę, jednak przeważnie jest ono droższe, no i przede wszystkim lekkość zyskujemy kosztem możliwości. Przy wyborze konkretnego modelu kieruję się zarówno funkcjonalnością, jak i wagą i zdarza się, że wygrywa cięższe wyposażenie. Bardzo dobrze ilustruje to ewolucja mojego sprzętu do gotowania. W Szkocji miałem ze sobą lekki palnik Coleman F1 Spirit, który ważył poniżej 100 gramów. Niestety, w praktyce okazało się, że zagotowanie kubka wody na herbatę pod gołym niebem stanowiło wyzwanie. Musiałem cały czas chronić płomień przed najmniejszym podmuchem wiatru, a i tak gotowanie trwało kilka minut. W tym roku zainwestowałem w ważący 312 g Jetboil Flash Lite. Niby dużo, ale w składzie zestawu miałem już menażkę oraz zapalnik (zatem nie musiałem brać oddzielnych), a sam zestaw sprawował się znakomicie: działał na deszczu, na wietrze i na zagotowanie wody wystarczyło mu kilkadziesiąt sekund. Ta szybkość przekładała się na mniejsze zużycie gazu, przez co wystarczyć nam może lżejszy kartusz, przez co sumarycznie nasz zestaw będzie... lżejszy! W końcu paliwo też coś waży, a brak frustracji rano jest bezcenny.

Moje wyposażenie

W porządku, zatem z czym pojechałem za koło podbiegunowe?

Podstawowe wyposażenie

Plecak - Berghaus Trailhead 50 (nowość) - w tym roku zdecydowałem się wziąć jeden, ale większy plecak. Wiedząc, że muszę zapakować sporą ilość liofilizowanych dań, poszukiwałem czegoś w przedziale 50-60 litrów. Moim pierwszym typem była większa, 54-litrowa wersja posiadanego już North Face Propheta, ale niestety okazało się, że w międzyczasie producent przestał te plecaki produkować. Następnie zastanawiałem się pomiędzy Osprey Kestrel 58, a Berghausem. Wybór padł na ten drugi - wiedziałem, że zmieszczę się w 50 litrach, a oszczędzałem w ten sposób 200 gramów wagi. Dodatkowo, czytałem trochę opinii na temat specyficznego paska biodrowego w Kestrelu, który na pewnych typach figury nie leży dobrze. Nie mając możliwości sprawdzenia plecaka osobiście przed zakupem, wolałem nie ryzykować. Sam Berghaus zdał egzamin. Spakowałem tam wszystko, co konieczne, mogłem w kieszeniach bocznych umieścić butelki z wodą, a sam plecak posiadał wygodnie rozłożone punkty do zamocowania namiotu czy choćby kijków trekkingowych na czas transportu.

Namiot - Fjord Nansen Tordis I - ten sam, który zabrałem do Szkocji. Na Lofotach używałem go znacznie częściej (14 razy). Przetrwał silny wiatr, deszcze, a także rozbicie na podmokłym terenie, choć w tym wypadku podłoga sypialni lekko przemokła i musiałem trochę improwizować, aby nie zamoczyć sobie puchowego śpiworu. Gdy spędzałem w nim tak dużo czasu, zbawienne było to, że w Tordisie mogłem normalnie usiąść, czego nie można powiedzieć o wielu innych jednoosobowych namiotach. Sam namiot na Lofotach dorobił się przydomka Sojuz - po prostu pewnego wieczoru, leżąc, stwierdziłem żartobliwie, że jego wnętrze jest równie przestronne, jak kabina Sojuzów ;). Jest w tym trochę prawdy, ale aż tak źle nie było - plecak pod głowę, trochę rzeczy można położyć wzdłuż boku, albo w przedsionku i da się przeżyć.

Śpiwór - Cumulus LiteLine 300 - polski śpiwór przetestowany już wcześniej w Szkocji. Na Lofotach również zdał egzamin w zakresach temperatur, jakie panują tam na przełomie czerwca i lipca.

Materac - Thermarest ProLite Regular, mata samopompująca, wygodniejsza i mniejsza od zwykłych karimat. Kupiłem ją na potrzeby wyjazdu do Hiszpanii i używam od tamtej pory do dzisiaj.

Gotowanie - JetBoil Flash Lite (nowość) - ważący 312 gramów zestaw, w skład którego wchodzi palnik, zintegrowana menażka o pojemności 0,8 l, osłonka przeciwwiatrowa, miska oraz stojak na kartusz z gazem. O JetBoilu napisałem powyżej, tutaj tylko dodam, że jestem fanem tego rozwiązania i mogę je zdecydowanie polecić.

Uzdatnianie wody - Katadyn Vario - używana już w Szkocji pompa do wody z wbudowanym filtrem. Konstrukcja jest dość masywna, ale wydajna. Sprawdza się znakomicie na biwaku, natomiast trochę gorzej, gdy trzeba uzupełnić wodę w trakcie marszu. Oznacza to konieczność rozłożenia całego zestawu, a później wysuszenia i złożenia, co trwa dobrych kilka minut.

Kijki trekkingowe - Black Diamond Alpine Carbon Cork (nowość) - moje dotychczasowe kijki z 2008 roku w maju odeszły na zasłużoną emeryturę po pokonaniu swych ostatnich 100 kilometrów wzdłuż bałtyckich plaż. Na Lofoty postanowiłem poszukać porządniejszej konstrukcji i mój wybór padł na wyrób firmy Black Diamond z włókien węglowych. Jest kilka zasadniczych różnic między tym materiałem, a aluminium. Włókna węglowe są lżejsze i dają sztywniejszą konstrukcję, ale w przypadku przyłożenia do nich ekstremalnej siły są bardziej podatne na złamania. Ten model to produkt z najwyższej półki i niestety kosztuje ponad 500 złotych, jednak dobre kijki trekkingowe okazały się mieć bardzo duże znaczenie na Lofotach - stoki były bardzo strome i śliskie od błota. Jeśli planujesz się tam wybrać, to nie jedź z byle czym i nie oszczędzaj na swoim bezpieczeństwie. Potwierdził to przypadek spotkanego mieszkańca Kopenhagi, z którym wspólnie wyszliśmy na szczyt Veinestinden. Ze swoim jednym, bardzo tanim kijkiem, miał on bardzo duże problemy podczas podejścia. Pożyczyłem mu jeden z moich kijów i potem powiedział mi, że różnica była wyraźna i czuł się znacznie bezpieczniej podczas schodzenia. Następnie wypytał się mnie o wszystko, co wiem na temat kijów trekkingowych i stwierdził, że jeszcze tego wieczoru zamówi własny komplet ;).

Drobne wyposażenie

Jedzenie - aluminiowy kubek i talerz, łyżka turystyczna Primusa oraz awaryjna zapalarka na wypadek, gdyby JetBoil odmówił posłuszeństwa.

Oświetlenie - Lofoty odwiedziłem podczas dnia polarnego, więc czołówkę tym razem zostawiłem w domu ;).

Troki - 3x Sea To Summit Accessory Strap Alloy Buckle 10 mm - dwóch sztuk używałem do przymocowania namiotu do plecaka. Trzeciej używałem podczas dojazdu i powrotu do zabezpieczenia kijów trekkingowych.

Inne - scyzoryk, worki foliowe, pokrowiec przeciwdeszczowy, siatka na głowę przeciw komarom kupiona w Szkocji (raz się przydała!), nieprzemakalne worki Sea To Summit (13 l do ochrony namiotu, 8 l na ubrania, 4 l na śpiwór i 2 l na papier toaletowy oraz elektronikę).

Elektronika i nawigacja

Nawigacja - GPS Garmin 64s - wielokrotnie sprawdzony już GPS, o którym pisałem już szerzej. Na Lofotach nie korzystałem z subskrypcji zdjęć satelitarnych Bird's Eye Garmina. Jako podkład miałem wektorową mapę Norwegii z OpenStreetMap oraz ślady ze strony hiking-lofoten.net.

Nawigacja x2 - mapy Turkart Vest-Lofoten oraz Vestvågøy 1:50000 wydawnictwa Nordeca, pożyczone od znajomych. Ciężko je znaleźć w Internecie, jednak bez problemu można je nabyć w Norwegii oraz na samych Lofotach. Są to bodajże jedyne dostępne mapy do trekkingu w tamtym rejnie. O ile są bardzo szczegółowe, to nie ma na nich zaznaczonych wszystkich szlaków i ścieżek, a w pojedynczych miejscach mapy rozmijają się z rzeczywistością.

Nawigacja x3 - książkowy przewodnik Hiking the Lofoten Islands autorstwa Davida Souyris oraz Magdaleny Brede. Jest to w zasadzie książkowa wersja strony hiking-lofoten.net zawierająca dokładny opis 60 szlaków oraz 11-dniowego przejścia Lofotów, wraz z informacjami o samym archipelagu. Przewodnik dostępny jest w wersji angielskiej i francuskiej, a można zamówić go na Amazonie. Jeśli planujesz wybrać się na Lofoty, polecam się w niego zaopatrzyć, zwłaszcza że autorzy bardzo się przyłożyli i nawet pozaznaczali miejsca, w których mapy się mylą.

Komunikacja - zwykły telefon komórkowy z klawiaturą, z baterią trzymającą około 7 dni. Ogólnie zasięg na Lofotach jest całkiem dobry, gdyż nigdy nie oddalamy się zanadto od cywilizacji i o ile nie zejdziemy na dno jakiejś kompletnie zasłoniętej doliny wychodzącej w kierunku otwartego oceanu, to jest spora szansa, że uda nam się połączyć. Myślałem nad wypożyczeniem i zabraniem telefonu satelitarnego, ale na szczęście tego nie zrobiłem, bo w przypadku Lofotów byłyby to niemałe pieniądze wyrzucone w błoto.

Fotografia - cały czas jestem wierny mojej starej, ale jarej lustrzance Olympus E420 zakupionej 8 lat temu. Pod kątem Lofotów przeprowadziłem jednak pierwszą od kilku lat rozbudowę zestawu, dokupując filtr polaryzacyjny oraz połówkowy. Zwłaszcza ten drugi w końcu pozwolił uatrakcyjnić sporo zdjęć robionych przy zachmurzonym niebie. Ogólnie mój sprzęt fotograficzny waży 1,5 kilograma, ale bez niego nie ruszam w żadną podróż.

Inne - ładowarka do akumulatorków, do aparatu oraz do telefonu.

Ubiór

Z uwagi na częste zmiany pogody, na Lofotach polecane jest ubieranie się "na cebulkę" - kilka warstw, które możemy dowolnie ściągać i zakładać w zależności od warunków. W tym roku postawiłem mocno na wełnę merino. Wełna to znakomity materiał do wypraw na północ, jeśli chodzi o trzymanie ciepła i oddychalność - sprawdza się tutaj dużo lepiej niż syntetyki. Ma też naturalne właściwości bakteriobójcze i nie łapie tak łatwo brzydkich zapachów. Sam zestaw ubrań to kwestia wysoce subiektywna. Przede wszystkim każdy z nas inaczej odczuwa zimno i ciepło. W ubraniach, w których ja czuję się komfortowo, Ty możesz zamarzać.

Kurtka - Marmot Minimalist Goretex PacLite. Bardzo lekka kurtka przeciwwiatrowa i przeciwdeszczowa. Na Lofotach niezbędna, z uwagi na częste zmiany pogody.

Polar - polar firmy Berghaus; ciepły i dobrze spisywał się we współpracy z kurtką. Jedyna jego wada polega na tym, że wykonany jest z włókien syntetycznych, przez co dość szybko zaczynał brzydko pachnieć po zapoceniu.

Podkoszulki - trzy pary podkoszulków z wełny merino firmy Icebreaker. W tym roku używałem bardzo prostego systemu. Jeden podkoszulek był na czas marszu. Po rozbiciu obozu zmieniałem go na drugi, obozowy, zaś trzeci (najstarszy i lekko już wyświechtany) służył za piżamę.

Bielizna - dwie pary bokserek i jedna para majtek z wełny merino, firmy Icebreaker. Bokserki okazały się być znacznie lepsze w połączeniu ze słabo oddychającymi spodniami z goreteksu, gdyż nie powodowały otarć.

Skarpety - 3x Bridgedale Woolfusion Trail, wykonane m.in. z wełny merino. Do tego jedna para "obozowa", którą stanowiły stare skarpety trekkingowe.

Buty - ponownie zabrałem ze sobą moje najcięższe buty Salewa Mountain Trainer Mid GTX, które znakomicie sprawdziły się w Szkocji. Nie zawiodły również i tym razem. Po pierwsze, ciężka, gumowa podeszwa dobrze trzymała się skał, co było bardzo istotne w wyższych partiach szlaków. Z kolei w niższych przydawała się wodoszczelność, jako że wiele ścieżek jest bardzo bagnistych. Ogólnie nie polecam brać na Lofoty butów, które nie są wodoszczelne. Jeśli planujesz wziąć jakieś "oddychające" buty trekkingowe, to równie dobrze na start możesz wlać sobie do każdego buta szklankę wody i trochę błota.

Spodnie - goreteksowe firmy Berghaus oraz lekkie turystyczne spodnie Jack Wolfskin, z odpinanymi nogawkami. W cieplejsze dni starałem się używać tych drugich; nawet jeśli zamokły, schły bardzo szybko. Goreteksowych spodni używałem w chłodniejsze dni, aby podczas deszczu nie przemarznąć.

Getry - używane jako piżama.

Buff - sztuk dwie. Jednej używałem podczas marszu, zaś druga służyła do robienia "sztucznej nocy" podczas snu :).

Higiena

Zestaw do higieny nie różnił się znacząco od tego, co miałem w Szkocji. Miałem mydło biodegradowalne, którego i tak nie można używać w pobliżu cieków wodnych, pastę do zębów, szczoteczkę oraz obcinaczkę do paznokci. Na co dzień wystarczało w zupełności mycie się zimną wodą, zaś mydło przydawało się do zrobienia prania na kempingach, gdy nie chciałem płacić za pralkę i proszek. Na Lofotach - z tego co mi wiadomo - nie występują kleszcze, gdyż jest tam dla nich za zimno, rzadko też można spotkać komary. Mimo to warto mieć ze sobą jakiś środek odstraszający owady - ze szczytu Varden uciekałem przed chmarą much ;).

W tym roku miałem też ze sobą łopatkę turystyczną do zakopywania nieczystości. Przypominam o tym, że nie wolno "ot tak" załatwiać się, gdzie popadnie, gdyż możemy w ten sposób zanieczyścić wodę, z której korzystają inni.

Podsumowanie

Z posiadanego zestawu sprzętu jestem już bardzo zadowolony. Doświadczalnie sprawdziłem, że mogę go dostosować do warunków klimatycznych panujących wiosną i latem w większości Europy, a także zarówno do lekkich wypraw szlakami z infrastrukturą turystyczną, jak i do przeżycia kilku dni "na dziko". Mam nadzieję, że zaprezentowana lista była/jest/będzie dla Ciebie pomocą przy przygotowywaniu własnych wypraw.

Zobacz też:

Tomasz Jędrzejewski

Programista Javy, lider techniczny. W wolnych chwilach podróżuje, realizując od kilku lat projekty długodystansowych wypraw pieszych.

Autor zdjęcia nagłówkowego: lilivanili, CC-BY-2.0

ten wpis jest częścią serii

Lofoty

poprzedni wpis Antywyprawa na Lofoty następny wpis Piesze przejście Lofotów

Komentarze (0)

Skomentuj

Od 3 do 40 znaków.

Wymagany, anonimizowany po zatwierdzeniu komentarza.

Odpowiedz na pytanie.

Edycja Podgląd

Od 10 do 8000 znaków.

Wszystkie komentarze są moderowane i muszą być zatwierdzone przed publikacją.

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie podanych w nim danych osobowych do celów moderacji i publikacji komentarza, zgodnie z polityką prywatności: polityka prywatności