Santiago de Compostela
Zakończenie pielgrzymki z Krakowa do Santiago.
piątek, 12 października 2018
Szczerze mówiąc to nie wiem, co się pisze w takich okolicznościach. 4 miesiące temu wziąłem plecak, zamknąłem za sobą drzwi mieszkania i poszedłem. I tak sobie szedłem i szedłem i doszedłem na kraniec Europy do Santiago de Compostela, do grobu Św. Jakuba Apostoła. Odczucie jest specyficzne - z jednej strony ogromnie się cieszę, z drugiej do celu zbliżałem się na tyle wolno, że miałem dużo czasu na oswojenie się z tą myślą. Być może dotrze to do mnie bardziej dopiero po powrocie. W pielgrzymce wspierało mnie wielu ludzi - rodzina, przyjaciele i znajomi. W drodze liczą się nie tylko kalorie zasilające mięśnie, ale i dobre słowo oraz wsparcie ze strony tych, co zostali w kraju i czekają na mój powrót. Szedłem sam, ale nie czułem się sam - dziękuję.
O pielgrzymce ukaże się tutaj jeszcze kilka artykułów. Pragnę napisać więcej o trzech kolejnych trasach, którymi wędrowałem w trakcie camino, napisać o sprzęcie i podać kilka praktycznych informacji dla tych, którzy też chcieliby w taką pielgrzymkę wyruszyć. Jeszcze będzie co czytać!
Natomiast wcześniej przede mną powrót do rzeczywistości. W jednym z wcześniejszych artykułów wspominałem piosenkę Marcina Stycznia zatytułowaną Ta droga. Kończy się ona słowami:
A kiedy dotrzesz do celu, odkryjesz, że meta to start, że jesteś częścią krwiobiegu, który napędza ten świat.
Zatem to nie koniec, to dopiero początek :).
ten wpis jest częścią serii
Komentarze (0)